OKLUZJA W PRAKTYCE. Moja druga książka

A w zasadzie drugi podręcznik, który zilustrowałam. Czy przygotowanie części ilustracyjnej takiej specjalistycznej publikacji to skomplikowane zadanie? Zajmuje dużo czasu? Wymaga zaangażowania? TAK! To długie godziny pracy, nauki, konsultacji i poprawek, przeplatanych jeszcze większą ilością nauki, konsultacji i poprawek. 

Zilustrowanie podręcznika, który dogłębnie analizuje poruszane zagadnienie, to niesamowicie absorbujące wyzwanie wymagające zdobycia specjalistycznej wiedzy (wszystkie moje anatomiczne podręczniki schowały się już w pierwszych tygodniach tego zadania, bo nie zawierały potrzebnych mi informacji).  

Opowiem Ci dzisiaj krok po kroku o tym, na czym dokładnie polegała moja praca, oraz jakie spotkały mnie po drodze trudności. 

Krok I – rozmowy wstępne z autorem 

Dowiaduję się jaki jest temat publikacji, ile ilustracji będę miała do wykonania (w dużym przybliżeniu, bo z biegiem czasu ta liczba będzie się zmieniać), w jaki sposób będziemy współpracować. Ze względu na to, że ilość pracy była bardzo duża, musieliśmy z autorem książki rozplanować i podzielić moje zadania na kilka miesięcy. Założyliśmy ramy czasowe i ustaliliśmy priorytety. 

Krok II – materiały poglądowe 

Dostałam bardzo dużo zdjęć, ilustracji i opisów, które służyły mi jako materiał do moich przyszłych ilustracji. Żeby się w tym nie pogubić, już na samym początku pracy nad książką podzieliłam sobie te materiały na poszczególne foldery. Każdy folder zawierał materiały na wykonanie około 10-15 ilustracji i wyznaczał ramy moich comiesięcznych obowiązków. Dzięki temu zabiegowi łatwiej było mi się psychicznie uporać z tak dużą ilością obowiązków

Raz w miesiącu przesyłałam wykonany materiał do autora książki. Dyskutowaliśmy na jego temat, a później nanosiłam poprawki, jeśli była taka potrzeba. Następnie analizowaliśmy kolejną partię materiału. Profesor z dużą cierpliwością tłumaczył mi zawiłości niektórych zagadnień. Ilustrację przedstawiającą powierzchnię okluzyjną trzonowca górnego omawialiśmy chyba z cztery razy, zanim w końcu powstała rycina, która w pełni oddawała temat. To wiele mówi o mojej pracy: ilustracja wydaje się banalnie prosta i schematyczna, ale ukazanie płaszczyzn górnych i dolnych zębów w taki sposób, żeby był dobrze widoczny nie tylko ruch, ale też położenie tych zębów względem siebie, był dla mnie sporym wyzwaniem. Od stron pracujących (na ilustracji oznaczone literą W), balansujących (B) i protruzyjnych (P) zaczęło mi się kręcić w głowie. 

Krok III – nauka i ilustracje 

Ze względu na to, że tematyka okluzji była dla mnie w sporej mierze tajemnicą, przed niemal każdą ilustracją musiałam się uczyć, czytać, sprawdzać. Bardzo pomógł mi wtedy rozkładany model czaszki, który kupiłam specjalnie do tego zadania. Dużo pomagał mi też atlas 3D, który mam na komputerze. Na biblioteczkę trafiło także kilka nowych książek… I tak powstawały szkice, które były konsultowane, po nich siadałam do ilustracji już na czysto. Kiedy ilustracje dostawały pozytywną recenzję – przechodziłam do następnych rozdziałów. W ten sposób wykonałam około 70 rycin. 

Krok IV – przygotowanie do druku i… niespodzianka! 

Wszystkie ilustracje musiały być przygotowane w odpowiedni sposób: żeby dobrze wyglądały w druku (musiałam tego pilnować już na etapie wstępnych szkiców). Dowiedziałam się również, że przede mną jeszcze jedno zadanie: projekt okładki. Ucieszyłam się tym, bo zrobienie okładki dało mi większe poczucie, że książka jest “moja”.  

Ze względu na to, że bardzo duża część ilustracji była związana ze stawem skroniowo-żuchwowym, jego budową, ruchami i sekretnym życiem, właśnie ten temat postanowiłam umieścić na okładce. Czaszkę z widocznym krążkiem stawowym i okolicznymi mięśniami (żwaczem i obiema głowami mięśnia skrzydłowego bocznego). 

Przygotowałam ilustrację, ale czekało mnie zadanie projektowe: typografia! Jakich fontów użyć, jakich kolorów, gdzie umieścić tytuł, jakiej wielkości, jaki będzie grzbiet, gdzie logo wydawnictwa… Przygotowałam dwa projekty, z czego finalnie światło dzienne ujrzał ten, który widzisz poniżej: 

Tak prezentuje się ostateczny projekt okładki podręcznika

Ale to nie był jeszcze koniec… 

Krok V – projekt graficzny całego podręcznika 

Z tej części zadania również się bardzo ucieszyłam – mogłam mieć kontrolę nie tylko nad ilustracjami i okładką, ale także nad wyglądem całej książki. Wybrałam odpowiednie kolory i fonty, którymi złożono całą publikację. Opracowałam wygląd nagłówków, stron tytułowych i poszczególnych rozdziałów. Paginacja, tytuły, sposób podpisywania ilustracji, wygląd tabel – wszystko to zostało opracowane przeze mnie. Moim zamierzeniem było stworzyć podręcznik, który jest przejrzysty, łatwo się z niego korzysta, ma bardzo czytelną topografię i jest przyjazny odbiorcy. Czytelność i spójność – to były moje główne założenia. Myślę, że udałoby się je osiągnąć lepiej, gdyby jedna osoba była odpowiedzialna i za projekt podręcznika i za cały jego skład. Mój projekt został przekazany innej osobie, która złożyła resztę (ja złożyłam tylko jeden przykładowy rozdział), przez co w niektórych miejscach mój projekt troszkę się “rozjeżdża”. Ale myślę, że to już jest moje uparte, dociekliwe oko grafika 😛 Mam nadzieję, że dla Was te drobiazgi pozostaną niezauważone i nie będą Wam przeszkadzały w odbiorze całości. 

Krok VI – czy to już koniec? 

Jeszcze nie! Po drodze były jeszcze poprawki, popraweczki, uzgadnianie szczegółów, dosyłanie plików, zmiany, uzgodnienia, a nawet kilka zupełnie nieplanowanych wcześniej ilustracji. Przygotowywanie tak dużego projektu to wielomiesięczna, bardzo żywiołowa praca, gdzie z biegiem czasu wiele się zmienia, a początkowe założenia tracą swoją aktualność.  

Krok VII – gotowy projekt! 

Kiedy Profesor Pietruski przesłał mi gotowy egzemplarz, trochę się bałam zaglądać do środka. Ale teraz “Okluzja w praktyce” dumnie prezentuje się na mojej anatomicznej półeczce (jeżeli kiedyś zupełnie nagle przestanę publikować w inernecie, to wiedzcie, że to dlatego, że moja anatomiczna półeczka w końcu nie wytrzymała ciężaru tych wszystkich moich ton tomów, zawaliła się i pogrzebała mnie gdzieś pomiędzy Grayem, Prometeuszem, Sinelnikovem, “Sztywniakiem” Mary Roach i siedemnastoma odmianami anatomicznych kolorowanek. Nie no, żartuję. Nie ma tylu na rynku*).  

To było dla mnie potężne wyzwanie. Bardzo, bardzo dużo się nauczyłam i jestem ogromnie wdzięczna Panu Profesorowi Janowi Pietruskiemu za tą współpracę i zdobyte doświadczenie. Za jego cierpliwość w tłumaczeniu mi koperty funkcjonalnej. Za długie godziny rozmów, ciepło i otwartość. I za to, że się uparł na mnie i był skłonny poczekać kilka miesięcy, aż będę wolna od innych zobowiązań i będę w stanie zająć się jego podręcznikiem. 

Patrzę na tą książkę i właśnie to czuję – ogromną wdzięczność. No i może jeszcze troszkę dumy (i delikatną niechęć do rysowania zębów 😉 

Pierwszą książką, którą zilustrowałam, były “Wybrane zagadnienia z onkologii głowy i szyi”. Jak więc widzicie, ciągle krążę w czaszkowych okolicach! I chociaż jest to bardzo rozległa dziedzina, w której chyba nigdy nie narysuję wszystkiego, to trochę mi jednak tęskno do innych tematów. Może planujecie podręcznik kardiochirurgiczny? Ortopedia? Pediatria? Transplantologia? Tylko za proktologię podziękuję – ten temat mam właśnie teraz na desce kreślarskiej!

*na razie. Ale niech no tylko skończę mój kolejny Wielki Projekt…  

A wiecie, że w moim sklepie jest dostępny plakat przedstawiający budowę Stawu Skroniowo-Żuchwowego? Jest siostrzany z projektem okładki podręcznika, zobaczcie go tutaj.

A jeśli macie już dość mojego gadania o podręcznikach, to tutaj możecie się zapoznać z gadaniem o samych zębach 😉

Similar Posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *